Strona:Edmund Jezierski - Andrzej Żarycz Cz.1.djvu/84

Ta strona została przepisana.

rzą znużoną, ze śladami niewyspania, lecz zato promieniejącą zadowoleniem z dokonanego dzieła…
Przywitał wszystkich tak, jakby dopiero co wczoraj z nimi się rozstał, i począł rozpytywać się o wszystko…
Wysłuchawszy treściwej relacji, udał się do jadalni, gdzie już pani Marcinowa przy pomocy Jacka przygotowała obiad, zjadł go z widocznym apetytem, poczem przeszedł do gabinetu, gdzie panna Basia i Karski w krótkości przedstawili mu bieg wszystkich spraw przez cały ten czas…
Krótkiem słowem:
— Dobrze, — i pełnem wdzięczności spojrzeniem zaakceptował wszystko, poczem udał się do sypialni na dobrze zasłużony wypoczynek…
Spał kilkanaście godzin, poczem wstawszy około południa, rzeźki, wypoczęty, udał się znów do pracowni, gdzie zamknięty próbował widocznie nowo wynalezioną maszynę, gdyż warczenie jej bez przerwy dawało się słyszeć…
Wyszedł z pracowni wieczorem, i połączywszy się telefonicznie z dawnym swoim profesorem mechaniki z politechniki, odbył z nim krótką rozmowę, zapraszając do przybycia do „twierdzy“ następnego dnia w południe, gdyż chce mu zademonstrować swój nowy wynalazek.
Przyjął zaproszenie profesor, i następnego dnia, przed południem, wszedł do gabinetu, w którym siedział Żarycz, zajęty dyktowaniem listu pannie Basi.
Przywitał serdecznie profesora, poczem zbliżył się z nim do panny Basi, chcąc go jej przedstawić, gdy naraz, ku wielkiemu zdumieniu jego, ten wyciągnął do niej rękę i rzekł z nietajonem zadowoleniem:
Witam koleżankę… Nie wiedziałem wcale, ze pani pracuje u naszego znakomitego kolegi… Teraz dopiero rozumiem, skąd pochodzi ten zapał do mechaniki… Nic dziwnego, w takiem otoczeniu…