Strona:Edmund Jezierski - Andrzej Żarycz Cz.1.djvu/97

Ta strona została przepisana.

już nikt odebrać im nie potrafi… Trzeba myśleć nad innym sposobem zaradzenia złemu…
— Bo… bo ja, — wyrzekła przez łzy panna Basia: gotowa jestem wszystko zrobić, ażeby te plany odzyskać… Niech pan, panie inżynierze, liczy n a mnie… Wszystko, co pan każe, zrobię natychmiast…
To rzekłszy, wyszła natychmiast z jadalni, jakby nie chcąc się zdradzić ze swojem wzruszeniem…
Czas pewien stał Żarycz, patrząc wślad za nią, poczem udał się do sypialni… Nocy tej jednak nie spał wcale, rozmyślając nad sposobami zapobieżenia skutkom, jakie z wykradzenia planów wyniknąć mogły…

XV.

Towarzysz Gordin od pewnego czasu był zdenerwowany, i to do takiego stopnia, że zauważyli to nie tylko najbliżsi przyjaciele i współpracownicy jego, ale nawet i żona, która zajęta wielu przeróżnemi sprawami, wśród których stroje i zabawy naczelne miejsce zajmowały, nie wiele czasu i uwagi małżonkowi poświęcała…
Od czasu do czasu tylko zapytywała go, kiedy urzeczywistnione zostaną obietnice jego, kiedy będzie mógł rzucić te wszystkie niebezpieczne roboty i wyjechać zagranicę, gdzieby w spokoju i dostatku życie pędzili, lecz w odpowiedzi słyszała tylko niezdecydowane mruknięcie, a otrzymawszy banknot większej wartości na kupno nowej sukni lub kapelusza, zaprzestawała swych indagacji…
Co parę dni w konspiracyjnym lokalu przy ulicy Bańskiej odbywały się spotkania jego z Warjatem, który zdawał mu szczegółowe relacje z przebiegu robot, poczem znów następowała tajemnicza nocna wizyta w lokalu w domu o dwóch bramach przy ruchliwej’ ulicy, zakończona zawsze w ręczeniem większej paczki dolarów na rachunek przyszłych kosztów…