Strona:Edmund Jezierski - Andrzej Żarycz Cz.1.djvu/98

Ta strona została przepisana.

A gdy robota, prowadzona przez Warjata na Wiktorynie, zbliżała się ku końcowi, zdenerwowanie Gordina doszło do szczytu… Naglił też go, ażeby kończył, zwłaszcza, że i ze strony jego mocodawców nacisk w tym kierunku był coraz większy…
Wreszcie pewnego dnia wieczorem Warjat mu oświadczył:
— Jutro kończymy…
Westchnienie, jakby ulgi, wydarło się z piersi Gordina… Skończą się wreszcie te pełne niepokoju oczekiwania jego, czy zbrodniczy zamysł uwieńczony zostanie pomyślnym skutkiem, i czy wreszcie otrzyma tą upragnioną nagrodę, na którą z taką niecierpliwością oczekiwał…
Dzień ten spędził na ustawicznych naradach, to z Warjatem, z którym obmyślał sposoby bezpiecznej ucieczki wszystkich uczestników włamania, to w lokalu przy ruchliwej ulicy, gdzie głównie rozstrząsano sprawę bezpiecznego wywiezienia z granic Polski wykradzionych planów…
Sposób był bardzo prosty: mógł je wywieźć kurjer dyplomatyczny, jako nietykalne papiery, lecz zachodziła poważna obawa, że rząd polski, domyśliwszy się z łatwością, kto w tej sprawie ręce maczał, złamie przyjęte zwyczaje i naruszy nietykalność kufrów dyplomatycznych, a wtedy wykrycie owych planów byłoby wielką kompromitacją…
Debatowano zatem długo nad tem, aż wreszcie radca Zielonogorskij rozstrzygnął wszelkie wątpliwości.
— Jest na to sposób, — rzekł: plany po wykradzeniu złożone zostaną w miejscu nietykalnem, tam będą zupełnie bezpieczne… Tego dnia jeszcze wyruszy kurjer do Moskwy, lecz ich z sobą nie zabierze… Gdyby rząd polski zdecydował się naruszyć tajemnicę kufrów dyplomatycznych, nic nie znajdzie, a nam da to sposobność do wszczęcia alarmu i wykorzysta-