Strona:Edmund Jezierski - Andrzej Żarycz Cz.1.djvu/99

Ta strona została przepisana.

nia całego zajścia… Plany tymczasem poleżą sobie z tydzień w miejscu nietykalnem, poczem kurjer, przejeżdżający z Moskwy do Paryża, zabierze je z sobą, a z Berlina wyśle morzem do Leningradu… W ten sposób dostaną się one bezpiecznie do Kremla…
Projekt ten zaaprobowano w zupełności…
Tow. Gordin, po wyjściu z lokalu przy ruchliwej ulicy i przebraniu się, popołudnie cale i wieczór spędził w lokalach restauracyjnych i rozrywkowych, starając się, ażeby go jaknajwięcej osób widziało… A po północy wymknął się z Oazy i wsiadłszy do taksówki udał się na Pańską ulicę, gdzie według umowy miał oczekiwać na Warjata…
Z niecierpliwością spoglądał na zegarek, minuty wlokły mu się jak godziny, a na odgłos każdego przejeżdżającego samochodu zrywał się i nasłuchiwał…
Lecz samochód jechał dalej niezatrzymując się, a on znów opadał na krzesło, coraz spoglądając na zegarek… Szarzeć już poczęło, a Warjat nie przybywał…
Spokojny zwykle, panujący nad sobą tow. Gordin zaczynał tracić równowagę… Snuć już począł przeróżne przypuszczenia, że cały zamach się nie udał, że Warjat wpadł i że całe przedsięwzięcie w łeb wzięło… Ogarnęła go gorączka i może po raz pierwszy w życiu poczuł trwogę że złapany Warjat wyśpiewa wszystko, że lada chwila zjawi się policja, ażeby go aresztować…
Przejęty lękiem grożącego mu niebezpieczeństwa, obejrzał rewolwer, postanawiając bronić się zacięcie, lecz po chwili odrzucił ten pomysł zgorączkowanego mózgu, uświadamiając sobie, że wszelki opór, zwłaszcza zbrojny, mógłby dać niepożądane wyniki, i zaprowadzić go przed sąd doraźny, którego jedynym wyrokiem mogła być tylko śmierć…
Schował więc rewolwer i dygocąc cały z wewnętrznego wzburzenia, otulił się w palto, gdyż poczuł