pewnik, że wykradzione plany są już w Moskwie, na chwilę nawet nie uspokoiły inż. Żarycza.
Przeciwnie, teraz, gdy wiedział, że są one w rękach najzaciętszych wrogów Polski, troski jego zwiększyły się znacznie… Nie ulegało bowiem najmniejszej wątpliwości, że wykorzystają je oni w całej pełni na zło ludzkości, a hipoteza, wysuwana przez niektórych, że nie zdołają oni zrozumieć zawikłanych detali maszyny, dla Żarycza nie była miarodajną…
Wiedział on bowiem bardzo dobrze, że to, czego nie zdołają dokonać inżynierowie sowieccy, których poziom naukowy był rzeczywiście bardzo nizki, tego dokonają inżynierowie niemieccy, okupujący w zupełności przemysł rosyjski.
A to było groźniejsze, gdyż w tym wypadku należało stawić czoło dwóm potężnym wrogom…
Jakżeż jednak zaradzić złemu?…
Rozmyślał nad tem ustawicznie… Czasami przychodziło mu na myśl, ażeby schwytać się fantastycznego środka, z jakim zgłosił się do niego jeden z młodych jego pomocników…
Mianowicie, przyszedł do niego dnia pewnego i rzekł:
— Panie inżynierze… Nie można pozwolić, ażeby te psubraty mieli u siebie nasze plany… Trzeba im je odebrać… Pójdziemy w piątkę do Moskwy i odbierzemy, choćby przyszło im ten ich Kreml podpalić!…
Roześmiał się Żarycz z tego pomysłu i podziękował gorąco i szczerze za chęć pomocy, chwilami jednak zastanawiał się nad tem, czyby samemu nie przekraść się do Moskwy, nie postarać się przeniknąć do Kremla, i nie siłą, nie gwałtem, gdyż te nie wiele by pomogły, a zwyczaj nem przekupstwem, postarać się wydobyć plany…
Lecz projekt ten, po dłuższym namyśle, uznał za niewykonalny, gdyż po-pierwsze, znając przewrotność i zdradzieckość komunistów, wiedział, że zabraliby mu
Strona:Edmund Jezierski - Andrzej Żarycz Cz.2.djvu/14
Ta strona została przepisana.