Strona:Edmund Jezierski - Andrzej Żarycz Cz.2.djvu/17

Ta strona została przepisana.

— Potrafi pani… Przecież profesor mówił, że należy pani do liczby najzdolniejszych jego uczennic, a on pochwał na wiatr nie rzuca…
Uradowana powierzonem jej zadaniem, które zaczynało urzeczywistniać marzenie jej o zostaniu pomocnicą Żarycza, rozlokowała się panna Basia w pracowni i przy pomocy mechaników, przystąpiła do rekonstrukcji wykradzionych planów…
Praca to była ciężka i żmudna, lecz szybko posuwała się naprzód, zwłaszcza, że pracowała nad nią nieraz do późnej nocy…
Jedyną nagrodą były dla niej słowa uznania i pochwały z ust Żarycza, który w rysunkach jej tylko nieznaczne czynił poprawki…
Widywała go tylko wieczorami, gdyż całe dnie prawie spędzał na mieście, zajęty naradami i konferencjami…
Natychmiast po owym wieczorze pamiętnym odbył konferencję z Ministrem przemysłu i handlu, potem z Prezesem Rady Ministrów, wreszcie z Ministrami pracy i skarbu, wreszcie ze wszystkimi razem.
Rozwijając projekt panny Basi, przed wprowadzeniem go konkretnem w życie, co przez wszystkich uznanem zostało za konieczne, chciał mu nadać kształt taki, ażeby przynajmniej robotnicy polscy, zatrudnieni w przemyśle włókienniczym, nie doznali najmniejszych strat, ażeby przejście na nowy system maszyn odbyło się bez wstrząśnień…
Dopiero po ustaleniu program u niezbędnych działań, wysłało ministerstwo spraw zagranicznych do ambasad i poselstw polskich w Paryżu, Londynie, Rzymie, Waszyngtonie, Pradze, Bukareszcie i Tokio depesze szyfrowane następującej treści:
„Proszę natychmiast porozumieć się z przedstawicielami syndykatów fabryk włókienniczych, oraz związków zawodowych robotniczych przemysłu włókienniczego, ażeby w przeciągu dni dziesięciu wysłały de-