Strona:Edmund Jezierski - Andrzej Żarycz Cz.2.djvu/19

Ta strona została przepisana.

na dwie odrębne, zdała od siebie trzymające się grupy.
Minister przemysłu i handlu, po krótkiem, treściwem przywitaniu, zaprosił zebranych do zajęcia miejsc przy stole, poczem rzekł:
— Panowie… Sprawa wielkiej, wprost wszechświatowej doniosłości i wagi, zmusiła nas do zaproszenia panów do przybycia do nas… Od rozstrzygnięcia jej, szczerze powiedzieć należy, zawisł pokój europejski… Wszystkie szczegóły tej sprawy przedstawi panom dokładnie pan inż. Żarycz…
Posłyszawszy nazwisko znakomitego, o wszechświatowej sławie wynalazcy, delegaci zwrócili się ku niemu z zaciekawieniem, a Żarycz rzekł:
— Panowie!… Będę mówić krótko, dotykając tylko sedna sprawy, która sadze, obchodzi nas wszystkich, zarówno pracowników, jak i pracodawców, bardzo blizko. Oto dokonałem wynalazku, wynalazku wielkiej doniosłości dla przemysłu włókienniczego, którego jesteście reprezentantami… Wynalazłem maszynę, która skutkiem zastosowania całego szeregu urządzeń automatycznych, usuwa w zupełności potrzebę pracy ręcznej, a więc do minimum redukuje użycie robotników… Oto, proszę panów, fotografja tej maszyny…
Podał im wielką fotografję, którą delegaci zaczęli oglądać z wielkiem zaciekawieniem, przyczem rozlegały się głosy podziwu i uznania…
— Zastosowanie tej maszyny, — ciągnął dalej Żarycz, redukuje koszt produkcji do połowy i przyczyniłoby się do znacznej zniżki cen materjałów włókieniczych, co byłoby wielkiem dobrodziejstwem dla ludzkości… A jednak, po wypróbowaniu tej maszyny, za poradą przyjaciół postanowiłem wynalazek ten zniszczyć, wreszcie ukryć, nie ujawniać go światu zupełnie…
— Dlaczego? — rozległo się zapytanie z grupy delegatów przemysłowców…