Strona:Edmund Jezierski - Andrzej Żarycz Cz.2.djvu/26

Ta strona została przepisana.

go niema, nie chcąc jednak być niegrzecznym w stosunku do delegata Ameryki, której tyle zawdzięczał, jak również i człowieka, który pierwszy zgodził się przyjąć postawione przez niego warunki, po krótkim namyśle polecił wprowadzić go do gabinetu…
— Mister Żarycz, — rzekł po wejściu mister Keogh, ściskając kordjalnie prawicę jego: wybacz, że przybywam pierwszy, lecz chciałbym parę minut porozmawiać z panem sam na sam i zaproponować mu pewien interes…
— Interes? Jaki? — spytał zdziwiony Żarycz.
— Mister Żarycz, — zaczął układnie mister Keogh, lokując się wygodnie w fotelu: Ameryka do chwili obecnej nie zapomniała nazwiska pana, które jest tam nie mniej popularne od nazwisk Edisona, Forda i innych… Ameryka też liczy, że pan również jej nie zapomniał, i że teraz da pan dowód tej pamięci…
— Lecz cóż Ameryka może żądać odemnie? spytał Żarycz, ubawiony trochę tym wstępem, o charakterze sentymentalnym, i zaczynając się domyślać jego znaczenia.
— Ameryka, — ciągnął dalej mister Keogh: nie uznaje żadnych filantropji, żadnych sentymentów, wszystko opiera na interesie, i dlatego też chciałbym zaproponować panu, mister Żarycz, interes, któryby w ciągu roku dał panu najmniej pięćdziesiąt miljonów dolarów…
— Jakiż to interes? — domyślając się o co rzecz idzie, a mimo to udając zdumienie, spytał Żarycz.
Niech pan nam odda wyłączne prawo wyrobu maszyn pańskiego systemu, — wypalił mister Keogh: utworzymy zaraz olbrzymi trust, zaangażujemy wielkie kapitały, i w przeciągu roku zalejemy niemi cały świat… Gwarantuję panu połowę czystego dochodu, a według pobieżnych obliczeń moich wyniesie to mniej więcej sumę, którą wymieniłem… Niech pan się zgo-