Strona:Edmund Jezierski - Andrzej Żarycz Cz.2.djvu/30

Ta strona została przepisana.

gu gabinetu stanął Jack i oznajmił uroczyście o przybyciu wycieczki działaczy społecznych…
Jednocześnie z nią przybyli ministrowie przemysłu i handlu, skarbu i pracy, którzy znając do czasu tego maszynę Żarycza z opisów, pragnęli ją osobiście zobaczyć.
Bez długich wstępów, Żarycz poprowadził wszystkich do hali w pracowni, w której stała maszyna, i tam zaczęli ją wszyscy oglądać szczegółowo.
Coraz rozlegały się okrzyki podziwu nad prostotą konstrukcji, z zajęciem też słuchano objaśnień Żarycza i jego mechaników, nie przepuszczając najmniejszego szczegółu bez zapytania o jego przeznaczenie…
— A teraz panowie pozwolą, że puszcze ja w ruch — rzekł Żarycz.
Na jego znak mechanicy nałożyli do specjalnych magazynów bawełny, poczem przesunął dźwig i maszyna ruszyła pełnym biegiem…
Z szybkością niesłychaną, wprost błyskawicznie, odbywał się proces przetwarzania surowca w nici, przyczem specjalny aparat regulował ich grubość, poczem przesuwało się wszystko na maszynę tkacką, skąd wychodziła tkanin a równa, gładka, bez węzłów nadzwyczajnej mocy i gęstości…
Po wyrobieniu kilkunastu metrów, wstrzymał Żarycz bieg maszyny, i wtedy wszyscy oglądać zaczęli tkaninę, nie mogąc powstrzymać się od słów uznania i zachwytu nad jej doskonałością…
— Maszyna ta, — objaśniał Żarycz: jest uniwersalną; przez dokonanie niewielkich zmian, można ja zastosować do wełny, lnu i jedwabiu; może również wyrabiać tkaniny wzorzyste, deseniowe i inne… Ona jedna może zastąpić wszystkie systemy maszyn, stosowanych dotychczas w przemyśle włókienniczym.
Delegat fabrykantów angielskich, który w milczeniu do czasu tego oglądał szczegółowo wszystkie czę-