Strona:Edmund Jezierski - Andrzej Żarycz Cz.2.djvu/31

Ta strona została przepisana.

ści maszyny, stanął naraz przed Żaryczem i rzekł z oburzeniem:
— I pan taką maszynę chciał zniszczyć?… Ależ wie pan, że ona jest genjalną!.. że zastosowanie jej to olbrzymi postęp w dziejach ludzkości!.. że dokona ona przewrotu w przemyśle i da impuls do czynienia wynalazków w tym zakresie w innych gałęziach przemysłu?…
— Panie dyrektorze, — odrzekł mu ze smutnym uśmiechem Żarycz: wiedziałem o tem dobrze i jasno zdawałem sobie z tego sprawę… I dlatego właśnie chciałem ją zniszczyć… Zbyt drogo mógł być ten postęp okupionym, gdybym ją zastosował, a lepiej, mojem zdaniem, zniszczyć nawet najwspanialszy wynalazek, aniżeli ludzkość narazić na krwawe skutki przewrotów i zaburzeń, jakie by przez niego zajść mogły… Muszą przedtem odbyć się znaczne przemiany społeczne, musi przedewszystkiem dokonać się radykalny postęp w tym kierunku, zanim będzie można marzyć o postępie w dziedzinie automatyzacji maszyn… Ma pan najlepszy przykład z moją maszyną, którą Sowiety chcą wyzyskać dla dokonania najradykalniejszego i najkrwawszego przewrotu na świecie…
— Rozumiem je w zupełności, — rzekł przedstawiciel fabrykantów francuskich: wprowadzenie tej maszyny odrazu, bez uprzedniego przygotowania, stałoby się powodem tak krwawej rewolucji, jakiej świat jeszcze nie widział… Rozumiem też teraz motywy pana inż. Żarycza, które skłaniają go do podania nam warunków wiadomej umowy…
— A panowie co powiedzą o maszynie? — spytał Żarycz przedstawicieli robotników, w milczeniu do czasu tego oglądających maszynę…
— Cóż, maszyna jest nadzwyczajna, — odrzekł mu przedstawiciel robotników angielskich: przy niej robociarz jest zupełnie niepotrzebny… sama wszystko za niego zrobi… Zrozumiałą teraz jest dla nas w