Strona:Edmund Jezierski - Andrzej Żarycz Cz.2.djvu/33

Ta strona została przepisana.

cego w sobie serce CIK‘a sowieckiego, koncentrującego wszystkie nerwy i sprężyny władzy sowieckiej, jednem słowem przepotężnego GPU, przed którem drżeli nawet oni, wszechwładni, zda się, komisarze ludowi, i leniwie, powoli, gdyż panujący od dłuższego czasu upał odbierał wprost chęć do wszelkich ruchów energiczniejszych, przeglądał złożoną przez sekretarza jego, w teczce, zamykanej na specjalny kluczyk, korespondencję większej wagi…
Niechętnie wprost wyciągał rękę po depesze lub pisma, na których widniał wielki czerwony stempel: tajne, zawczasu bowiem znaną mu była ich treść, jakby skroś koperty czytać potrafił…
Zresztą od długiego już czasu treść tej korespondencji taką była, że zdołał się do niej przyzwyczaić… Dziwiło go też tylko jedno, co, mimo swej sztandarowej bezbożności, wypędzonej z Sowietów łasce Bożej przypisywał, że do tej pory jeszcze trzymali się przy władzy, że cierpliwość tego od tylu lat uciemiężonego ludu nie wyczerpała się ostatecznie, i że nie zmiótł on dotychczas z powierzchni ziemi katów i ciemiężców swoich…
— Ani pisną, swołocze, — szepnął, odczytując raport z jakiegoś zapadłego kąta, że zmarło tam z głodu kilkanaście osób, jednak miejscowy Sowiet, z nakazu władz centralnych, przystąpił energicznie do ściągania zaległych podatków…
W innym znów raporcie donoszono, iż włościanie przy ściąganiu daniny zbożowej, która na przednówku samym opróżnić im miała śpichrze do ostatniego ziarnka i groziła głodem, próbowali stawiać opór, lecz po masowej chłoście opornych przez Sowiet, pokornie wykonali nakaz władzy…
Z innej znów miejscowości donoszono, że włościanie, nie mogąc znieść ucisku, napadli na przewodniczącego Sowietu i zabili go…
— Zęby pokazują, dranie, — szepnał: trzeba żę-