Strona:Edmund Jezierski - Andrzej Żarycz Cz.2.djvu/34

Ta strona została przepisana.

by GPU przycisnęło śrubę… Jak się paru rostrzela, to inni zaraz przycichną…
I tak jedną za drugą odczytywał tę straszliwą, krwawą martyrologję najnieszczęśliwszego i najcierpliwszego pod słońcem ludu rosyjskiego, gwałtem, przymusem uszczęśliwianego według metod komunistycznych, gdy naraz otworzyły się drzwi z trzaskiem i wpadł zadyszany, zaperzony tow. Ormijanc, i wymachując całą paczką niebieskich blankietów telegraficznych, zawołał:
— No, co wy powiecie na to, towarzyszu Prochwostow, wszyscy agenci nasi telegrafują, że nigdzie nie chcą im sprzedać ani kilograma surowców!…
— Nawet za gotówkę?..
— I za gotówkę też… Macie, czytajcie…
I rzucił przed Prochwostowa na biurko pęk owych depesz…
Ten zaczął je odczytywać. Rzeczywiście, treść wszystkich była prawie że zupełnie jednakowa.
„Wszystkie surowce wykupione. Nie mogę nie dostać“…
Dotyczyło to zarówno bawełny, jak wełny i lnu.
Prochwostow przetarł ręką czoło… Czuł, że stoi wobec jakiejś zagadki, lecz jakiej — odgadnąć nie mógł… W każdym bądź razie kryła się po zatem czyjaś ręka, lecz czyja, — narazie przynajmniej nie mógł odgadnąć…
— A czy nie wiadomo, kto wykupuje? — spytał.
— Jakto?.. — wiadomo, przecież telegrafują: anglicy, amerykanie, francuzi, polacy i inni, — odrzekł Ormijanc.
— A Litwa też nie chce nam sprzedać?…
— Telegrafują, że wszystko wykupiła Anglja…
Zaklął tow. Prochwostow niezbyt wytwornie pod adresem Anglji, wreszcie rzekł:
— A nasze zapasy i produkcja?…
— Co tam nasze zapasy i produkcja, — pogardli-