Strona:Edmund Jezierski - Andrzej Żarycz Cz.2.djvu/49

Ta strona została przepisana.

Znudzony wprost spokojem i ciszą, panującymi wokoło, rozglądał się, poziewając co chwila, n a wszystkie strony, czy nie zobaczy gdziekolwiek jakiegoś utrapionego przechodnia, czy nie zdarzy się okazja do interwencji, do sporządzenia protokułu...
Jakby jednak na złość nic, absolutnie nic... Cisza i spokój... Spokój i cisza...
Naraz posterunkowy Nr. 2364 drgnął, podniósł głowę i bacznie nasłuchiwać począł...
Przez odległy, zmięszany gwar miasta do uszu jego dobiegło przytłumione, zrazu dalekie bardzo, a potem coraz bardziej przybliżające się warczenie motoru aeroplanowego...
Wpatrzył się w czarną, nieprzeniknioną ciemnicę nieba, wypatrując, czy nie dojrzy w mroku choć zarysów spóźnionego wędrowca powietrznego...
Dojrzał też wreszcie posuwające się bardzo szybko i wysoko nikłe światełko, jakby gwiazdeczkę, zbliżającą się ku niemu...
Zastanawiać się począł, co to może być za aeroplan i skąd przybywa, gdy naraz huk straszliwy, ogłuszający, jakby stu naraz piorunów, oszołomił go, a potężny pęd powietrza zwalił go z nóg...
Oprzytomniał wnet jednak, zerwał się, i kierując się potężnym słupem ognia i dymu, wybuchłym nagle, jak olbrzymia fontanna, z poza muru „twierdzy inż. żarycza“, pobiegł czemprędzej do bramy i gwałtownie dzwonić i łomotać do niej począł...
Chwila pewna, która wydała mu się wiekiem, upłynęła, zanim w okienku ukazała się wybladła, wystraszona twarz portjera, który ujrzawszy mundur policjanta i posłyszawszy wołanie jego:
— Wybuch u was!... otwierać — otworzył furtkę...
Posterunkowy Nr. 2364 wpadł na podwórze, i ma zwracając uwagi na portjera, na ułamki muru i żelaza, sypiące się, jak grad ze wszystkich stron, biegł do