Strona:Edmund Jezierski - Andrzej Żarycz Cz.2.djvu/53

Ta strona została przepisana.

leży, że pozostało budynki ocalały, inaczej z nich pozostałyby gruzy...
Wkrótce otrzymano odpowiedzi od posterunków KOP‘u ze wschodu, które twierdziły, że żadnego przelotu aeroplanu nie zauważyły, oraz z północy, że przed paru minutami słyszano warczenie aeroplanu, dążącego w stronę Litwy, lecz mimo obstrzeliwania, skutkiem ciemności, zdołał on ujść...
Nadjechał wreszcie i sam minister spraw wewnętrznych, w obecności którego już oficerowie lotnicy wyjaśnili tą zagadkę, jak następuje:
— Aeroplan mógł przebyć granicę wschodnią niespostrzeżony na bardzo znacznej wysokości, ukryty za chmurami, z tłumikiem na motorze, do granicy północnej, przy znacznej szybkości motoru, mógł zdążyć w niespełna godzinę...
Po dokładnem jeszcze raz obejrzeniu rumowiska, przedstawiciele władz naczelnych zebrali się w gabinecie, który z wybitemi szybami i poprzewracanemi meblami żałośliwy przedstawiał widok...
Tam dopiero naczelnik urzędu śledczego wyłożył swój pogląd na sprawę...
— Aeroplan przyleciał ze Wschodu... Całą drogę odbył bardzo wysoko, k ryjąc się za chmurami, ażeby go nie spostrzeżono, dopiero nad Warszawą, korzystając z ciemności i licząc na to, że nikt nie spodziewa się tego, zniżył lot, odnalazł punkt, w który miał rzucić bombę, i po dokonaniu tego odleciał ku granicy północnej, najbliżej położonej, by ta m się ukryć...
— Dobrze, ale skądże mógł on widzieć w ciemnościach, gdzie miał rzucić bombę, i dlaczego koniecznie wybrał sobie na to „twierdzę inż. Żarycza? — zapytał minister.
— Dlaczego? Dlatego, że komuniści, uznając pana inż. Żarycza za bardzo dla siebie niebezpiecznego człowieka, postanowili zgładzić go za wszelką cenę, —