Strona:Edmund Jezierski - Andrzej Żarycz Cz.2.djvu/55

Ta strona została przepisana.

Żarycza“ policjantom, wsiadł do samochodu i udał się do biura...
Dzień już był zupełny... Na ulicach zbierały się gromadki wzburzonych ludzi, odczytujących rozchwytywane dodatki nadzwyczajne pism z wiadomościami o wybuchu...
W biurze oczekiwał już na naczelnika komisarz Pogorzelski, który wszedłszy z nim razem do gabinetu, rzekł krótko:
— Przesłuchałem ich....
— Kogo? — spytał naczelnik.
— Ludzi, aresztowanych z polecenia pana prez wywiadowców...
Przypomniał sobie naczelnik wydane polecenie i spytał z ożywieniem:
— No i co, przyznali się?...
— Nie, zapierają się... Mówią, że powtarzali tylko to, co mówiono wśród tłumu...
— A kto oni są?..
— Niby robotnicy, w kartotece jednak zanotowani są, jako komuniści...
— Trzeba ich zatrzymać, — mówił naczelnik: może przyciśnięci wyśpiewają to, co nam potrzeba...
— A jabym proponował co innego, — rzekł kom. Pogorzelski i nachyliwszy się do naczelnika, szeptać mu coś zaczął...
Słuchał go ten z uwagą, wreszcie rzekł:
— To bardzo dobrze... niech pan tak zrobi...
Kom. Pogorzelski, po złożeniu jeszcze dodatkowego meldunku, wyszedł z gabinetu, a w parę minut potem areszt przy urzędzie śledczym opuścili trzej aresztowani przed „twierdzą inż. Żarycza“ wśród tłumu podżegacze...
Uradowani byli bardzo z odzyskanej wolności, nie wiedzieli tylko o tem, że po ich śladach niespostrzeżenie szli trzej najwytrawniejsi wywiadowcy...