Strona:Edmund Jezierski - Andrzej Żarycz Cz.2.djvu/59

Ta strona została przepisana.

szyły w milczeniu zastępy policji, wzywając do rozejścia się, gdy jednak w odpowiedzi posypały się kamienie, rozległy się strzały, gdy paru policjantów runęło na ziemię rannych i zabitych, policja ruszyła z bronią w ręku do ataku...
Rozległa się jedna salwa i druga, i tłum, rażony kulami, kłuty bagnetami, rażony uderzeniami kolb i płazowaniem szabel, w popłochu rozpraszać się zaczął na wszystkie strony...
Lecz mimo tą porażkę postawa tłumu nie pozostała bierną, znaczna część jego nie poddała się panice, a budując spiesznie na skrzyżowaniach ulic barykady, z po za nich strzałami z. rewolwerów i zdobytych karabinów dawała odpór atakującej policji.
Wywiązały się prawidłowe walki, policja z trudem wielkim i kosztem wielu ofiar zdobywała barykadę za barykada, aż wreszcie m roki wieczoru położyły kres tej krwawej, bratobójczej walce...
Smutny był bilans dnia tego... Liczni zabici i ranni z obydwóch stron zaścielali ulice miasta...
Następnego dnia walki się wznowiły, lecz rebelianci, osłabieni liczebnie, gdyż skutkiem energicznej kontragitacji związków zawodowych, pragnących za wszelką cenę powstrzymać rozlew krwi, wielu z nich wycofało się, zdołali staw iać opór tylko do południa...
W południe policja zdobyła ostatnie barykady i w miastach, objętych płomieniem buntu, spokój zapanował...
Obliczenie zabitych i rannych, zarówno policjantów, jak i rebeljantów, dało cyfry przerażające, gdyż sięgające setek...
Takim był krwawy posiew agitacji komunistycznej, wywołany wykradzeniem przez Sowiety planów maszyny inż. Żarycza...