Strona:Edmund Jezierski - Andrzej Żarycz Cz.2.djvu/65

Ta strona została przepisana.

Z roztargnieniem słuchał go Żarycz, wreszcie gdy; skończył, spytał:
— Ilu jest aresztowanych?...
— Trzydziestu paru...
— Nie mogę prosić o ich zwolnienie, gdyż na to prawo nie pozwala, natomiast sam nie wnoszę żadnej skargi... Prosiłbym tylko o adresy ich, ażebym mógł się zająć losem ich rodzin...
Naczelnik spojrzał na niego z niemniejszem zdumieniem, jak Karski, a Żarycz dodał tonem wyjaśnienia.
— Nie uważam za konieczne, ażeby za winy ojców cierpiały nic niewinne dzieci...
Przyobiecał m u zrobić to naczelnik, poczem rzekł:
— Wszystko wskazuje, że cały ten napad skierowany był przeciwko panu, panie inżynierze, i nie można zapewnić, czy się znów nie powtórzy... Dla bezpieczeństwa własnego musi pan wyjechać na czas pewien, aż się wszystko uspokoi...
Lecz Żarycz odrzekł mu stanowczym tonem.
— Nie, panie naczelniku, już raz oświadczyłem, że nie wyjadę i zdania mego, żeby tam nie wiem co zaszło, nie zmienię...
Nic już nie odrzekł na to naczelnik i pożegnawszy się, odjechał, wiedząc dobrze, że wszelkie tłumaczenia i perswazje daremnemi będą...

XXVII.

W przeciągu ostatnich paru tygodni przed uruchomieniem fabryki z maszynami systemu inż. Żarycza, tow. inż. Blaufuks śmiało mógł być zaliczony do liczby najbardziej umęczonych ludzi w Rosji Sowieckiej, nie biorąc, m a się rozumieć, pod uwagę tej „skatiny“, jak sam go nazźywał, proletarjatu rosyjskiego.
Codziennie parokrotnie dzwonili do niego z Kremla przeróżni komisarze i ich zawy, z Prochwostowym