rzeczoznawcy i nie mający o tem najmniejszego pojęcia, przyszli do wniosku, że materja jest doskonała...
Prochwostow z zadowolenia aż ocierał ręce obmyślając zawczasu tekst telegraficznych poleceń, jakie zaraz dnia następnego prześle wszystkim torgpredom zagranicą, a jednocześnie przejmowało go dziwne uczucie zadowolenia, na samą myśl, jakie to wrażenie wywrze w całym świecie...
A tymczasem tow. Repkin, w którym mimo tyloletniej przynależności do partji, pozostały jeszcze dawne burżuazyjne przyzwyczajenia, kłaniał się nisko zebranym dygnitarzom, zapraszając ich do swego mieszkania na chleb i sól, ażeby „wsprysnąć“ nowa fabryką, ażeby wszystko w niej dobrze szło...
Zgodzili się wszyscy chętnie gdyż parogodzinna jazda i pobyt w fabryce zaostrzyły apetyty.
Udano się do mieszkania tow. Repkina, gdzie chleb sól przekształciła się w ucztę, jakiej by się niejeden burżuazyjny przemysłowiec-kapitalista nie powstydził...
Stoły uginały się od przekąsek najróżnorodniejszych, stały na nich całe baterje butelek, od skromnych rodzimych „rykowek“ począwszy, a na drogich starych francuskich koniakach skończywszy. Z srebrnych kubełków wychylały swe pękate, w złoto zawinięte szyjki butelki mrożonego szampana, a towarzyszyły im baterje przeróżnych gatunków win francuskich, włoskich i reńskich...
Humory gości, po bliższem zaznajomieniu się z zawartością butelek, przybrały wnet odcień różowy nielicujący coprawda zgoła z czerwienią ich przekonań...
Rozwiązały się pod ich wpływem języki, i niejeden swawolny dowcip, śmiechem rozjaśnił oblicza dygnitarzy...
Naraz w trakcie najweselszej zabawy, z oddali dobiegły jakieś krzyki, przeradzające się stopniowo we wrzask, poczem rozległ się suchy trzask, jakby salwy
Strona:Edmund Jezierski - Andrzej Żarycz Cz.2.djvu/69
Ta strona została przepisana.