Strona:Edmund Jezierski - Andrzej Żarycz Cz.2.djvu/70

Ta strona została przepisana.

karabinowej, potem drugi i trzeci, i wnet po nich ucichło wszystko, tylko jęk, straszliwy przejmujący jęk, jakby bólu bezgranicznego, w strząsnął powietrzem, rozbrzmiewając długo, bardzo długo, aż wreszcie cichnąć począł i skonał w przestworzu zupełnie...
Zamilkli na ten odgłos wszyscy goście Repkina... Ustał śmiech i żarty swawolne, zawisły w powietrzu niedopite kieliszki, a na pobladłych tw arzach odbiło się przerażenie i lęk...
Pierwszy odzyskał przytomność tow.Prochwostow, i zwróciwszy się do trzymającego przy drzwiach straż czekisty, rzucił krótko rozkazującym tonem:
— Komendanta!...
Wybiegł ten natychmiast... Długi czas nie zjawiał się nikt, aż wreszcie wszedł do sali komendant oddziału GPU, wysoki, barczysty, na którego tępej, mongolskiej, zaczerwienionej twarzy widniało jeszcze podniecenie i gniew...
Stanął przed Prochwostowym, i wyprostowawszy się, w postawie na baczność, czekał na zapytanie:
— Co się tam takiego stało, towarzyszu? — spytał tenże.
— A to, towarzyszu komisarzu, te kanalje robotnicy, zwolnieni z fabryki, dowiedziawszy się, że w fabryce są komisarze z Moskwy, chcieli się tu dostać, ażeby przedłożyć im jakieś prośby i skargi...
— A wy co na to, towarzyszu?
— A no, wedle instrukcji... nie chciałem ich dopuścić, a gdy napierali zanadto i wrzeszczeli, kazałem dać salwę w górę, potem w nich, poczem uciekli...
— Są zabici?...
— Są... Kilkunastu...
— Dobrze im tak, swołoczom, niech się nauczą posłuchu dla władzy, — rzekł Prochwostow: — każcie, towarzyszu, aresztować najgłówniejszych i przewieźć do Moskwy, do GPU, ta m się już dowiemy, kto szerzy wśród nich kontrrewolucję...