Strona:Edmund Jezierski - Andrzej Żarycz Cz.2.djvu/8

Ta strona została przepisana.

sarz podszedł spiesznie i szeptem składać zaczął raport:
— Po otrzymaniu wiadomości o wypadku, przybyłem natychmiast… kazałem zamknąć wyjścia i nie wypuszczać nikogo… Zdaje się, że zabójstwo… To stały bywalec dancingów, Gordin… Napewno Gordin… Śledztwa nie prowadziłem jeszcze… Czekam na wynik badania lekarza…
Naczelnik namyślał się chwilę, wreszcie rozejrzał się po stojących opodal wywiadowcach, skinął na jednego, i wypełniwszy szybko piórem wiecznem nakaz rewizji, polecił szeptem:
— Weźmie pan najsprytniejszych ludzi… Pięciu, sądzę, że wystarczy… Udacie się do mieszkania tego Gordina i przeprowadzicie najściślejszą rewizję… Zabrać wszystkie papiery… O wyniku zaraz mnie zawiadomić…
— Rozkaz, panie naczelniku, — rzekł wywiadowca i momentalnie znikł z sali…
Tymczasem lekarz skończył badanie, wyprostował się i podchodząc do naczelnika, rzekł krótko:
— Śmierć…
— Jaki powód?…
— Otrucie…
Na twarzy naczelnika nie odbiło się nawet zdziwienie, tylko pytał dalej:
— Czy samobójstwo?…
— Nie, podejrzewam zabójstwo… Truciznę, którą narazie trudno określić, zadano mu przed paru godzinami, a skutek jej objawił się dopiero teraz… Bardzo ciekawy wypadek…
— Po sekcji zwłok można będzie określić truciznę?…
— Tak…
Naczelnik przez chwilę namyślał się, wreszcie zwracając się do zarządzającego restauracją, stojącego opodal z pełną przerażenia miną, rzekł: