Strona:Edmund Jezierski - Andrzej Żarycz Cz.2.djvu/9

Ta strona została przepisana.

— Poproszę pana o gabinet, gdzieby można było przeprowadzić dochodzenie…
— Służę panu naczelnikowi, — z ukłonem rzekł zarządzający: tylko goście… czyby nie można zwolnić gości…
— Niedługo wszyscy będą wolni, — odrzekł naczelnik.
W tym czasie nadjechali zawezwani telefonicznie sędzia śledczy i prokurator, i poinformowani wkrótce przez naczelnika o przebiegu zajścia, udali się do gabinetu, wskazanego przez zarządzającego, gdzie mieli być kolejno wprowadzani celem przesłuchania, goście i służba…
Gdy znaleźli się sami w gabinecie, naczelnik zamknął szczelnie drzwi, i szeptem poinformował:
— Gordin Jerzy, rzekomo inżynier, według naszych informacji, stał na czele wywiadu sowieckiego w Polsce… Człowiek sprytny i nieuchwytny… Musiało zajść coś bardzo ważnego, że pewne czynniki zdecydowały się zgładzić go… Kazałem dokonać rewizji w jego mieszkaniu… Może to rzuci jakie światło na sprawę…
— Bardzo dobrze, — przytwierdził prokurator:a teraz przystąpmy do badania… Myślę zacząć od żony…
— Nie sprzeciwił się naczelnik: Ją pozostawimy na ostatek… Teraz najpierw musimy pozbyć się gromady, zapełniającej salę, a przeszkadzającej nam w czynnościach…
Zgodzono się na to, i na polecenie, wydane przez naczelnika wywiadowcom, przez gabinet przesuwać się zaczął cały korowód postaci wystraszonych, niespokojnych, to znów buńczucznych i pewnych siebie, obrażonych tem, że je ośmielono się zatrzymywać, grożących nawet wtrąceniem się osób wysoko postawionych…
Naczelnik uspakajał wszystkich, i po zanotowaniu imion, nazwisk i adresów, po krótkiem zeznaniu, przy-