Strona:Edmund Jezierski - Katarzyna I.djvu/11

Ta strona została przepisana.

ła branka jego, siedemnastoletnia Marta Skawroszenko...
Licznie krążyły kielichy z wódką i winem, a Marta w wychylaniu ich nie ustępowała nikomu... Wesołość panowała ogólna, a ona hojnie darzyła wszystkich uśmiechami, a w cichości, gdy Szeremetjew nie widział tego, i całusami, silnemi uderzeniami pięści odpierając jednak zbyt obcesowe ataki dobrze już podpitych oficerów...
Naraz rozbrzmiała muzyka... Oficerom tańcować się zachciało, i Marta, lekka i zręczna, mimo swej rosłej postaci, przechodziła w tańcu z rąk do rąk...
Wtem huk straszliwy wstrząsnął powietrzem... Wszystko zachwiało się w namiocie, za- kołysały się płomienie pochodni, a niektórzy z oficerów, z Szeremetjewym na czele, wybiegli z namiotu, by być świadkami wysadzenia twierdzy w powietrze.
Dzielny komendant szwedzki, obrońca Marienburga, zdzierży! swą obietnicę, i zamiast się poddać, nawet na honorowych warunkach, wołał wraz z załogą zginąć...
Huk ten przeraził Martę bardzo i nawpół omdlała padła, czy to wypadkiem czy też z pewną przynajmniej dozą świadomości, w ramiona młodego i przystojnego oficera dragonów carskich, który często w jej stronę kierował spojrzenia czarnych, błyszczących oczu, na co w od-