Strona:Edmund Jezierski - Katarzyna I.djvu/114

Ta strona została przepisana.

Zaliczenie go do liczby ulubieńców carskich miało ten skutek, że jeden z bojarów zaproponował mu oddanie swej córki za żonę ze znacznym posagiem. Sam Rumiancew, jako syn drobnego szlachetki z gub. Kostromskiej, był ubogi.
Dowiedziawszy się o tem Piotr, spytał:
— Widziałeś narzeczoną?...
— Nie, mówią, że nie jest głupia...
— To coś znaczy, lecz mimo to chcę ją sam zobaczyć...
Udał się tego dnia na wieczór, na który miała przyjechać młoda dziewczyna, kazał ją sobie zaraz pokazać, wzruszył ramionami i rzekł do siebie, lecz bardzo głośno:
— Nic z tego nie będzie!...
Odwrócił się i wyszedł.
Następnego dnia, zobaczywszy Rumiancewa, znów powtórzył:
— Nic z tego nie będzie!... — potem dodał: znajdę ci inną i nie później, jak dziś wieczór. Przychodź o piątej godzinie.
Rumiancew przybył punktualnie i wsiadłszy z carem do powozu, był wielce zdumiony, gdy spostrzegł, że pojazd zatrzymuje się przed domem hrabiego Matwiejewa, jednego z najznakomitszych i najbogatszych wielmożów państwa. Piotr przyjacielsko przywitał się z hrabią i odrazu oznajmił: