Strona:Edmund Jezierski - Ludzie elektryczni 01.pdf/07

Ta strona została uwierzytelniona.

stworzyć erę, dać jej nowe ziemie i bogactwa.
— Bo skolonizowanie Sahary to nie bagatela, — dowodził w tłumie, żywo gestykulując, jakiś już siwiejący jegomość, — panie, to szmat ziemi… to dużo większe, niż Francja. A przytem droga otwarta… Z Algeru… z Marokka… do naszych posiadłości w Kongo… Oho, — tu jegomość znacząco potrząsnął głową, — stajemy się przez to w Afryce pierwszorzędnem mocarstwem… Ten inżynier Halicz to musi być tęga głowa…
I zrywając z głowy kapelusz, zawołał gromko:
— Vive Monsieur l‘ingénieur Halicz!
A za nim tłum, porwany i rozentuzjazmowany, powtórzył okrzyk…
Jednocześnie prawie ktoś rzucił słówko, że inżynier Halicz jest Polakiem i w tejże chwili rozbrzmiał drugi okrzyk, niemniej głośny, niemniej pełen entuzjazmu i zapału:
— Vive la Pologne!… Vive les Polonais!…
A tymczasem w biurach Towarzystwa wrzała gorączkowa praca. Gromada urzędników, pochylonych nad biurkami, wpisywała coś do olbrzymich ksiąg, obliczała, załatwiała korespondencję.
W innym znów pokoju, pochyleni nad rajzbretami rysownicy wykończali plany jakieś, konstrukcje dziwnych maszyn i przyrządów, o tajemniczem jakiemś przeznaczeniu.