Strona:Edmund Jezierski - Ludzie elektryczni 01.pdf/63

Ta strona została uwierzytelniona.

stawały odrzucone, aż wreszcie zdecydowano puścić się w drogę natychmiast, od rana, bez najmniejszej zwłoki, przyczem i dzień, i noc miały być wokoło obozu rozstawione warty, których zadaniem było pilnować go przed niespodziewanym napadem. Niezależnie od tego, wszyscy mieli być w pogotowiu zbrojnem, by każdej chwili móc schwytać za broń dla obrony karawany.
Postanowienie to wprowadzono natychmiast w czyn, przyczem dowództwo nad arabami, zamiast rannego Abdula, objął jego bratanek Dżemil.
Wszyscy arabowie raz jeszcze złożyli Czesławowi zapewnienie swej wierności i oddania się, przysięgając na Mahometa, iż raczej życie oddadzą, niż dopuszczą do tego, by karawanie i jej uczestnikom stać się miała jakaśkolwiek krzywda.
Abdul przysięgę tę ich potwierdził, zapewniając uroczyście Czesława, że może im w zupełności ufać, że wszyscy oni pałają gorącą nienawiścią do zbrodniczego Jussufa, i że każdy z nich, w razie spotkania, wypali mu w łeb, jak psu podłemu, z wielką przyjemnością.
Zapewnienia te uspokoiły bardzo Czesława, i ze swej strony zapewnił arabów, że po przybyciu na miejsce czeka ich sowita nagroda za ich wierność…
Liczba członków karawany powiększyła się również o sześciu Arabów z duaru, którzy zająć się mieli opieką nad wielbłądami,