Strona:Edmund Jezierski - Ludzie elektryczni 02.pdf/71

Ta strona została uwierzytelniona.

Kazimierz Halicz, który dobrze był powiadomiony o wszystkich poprzednich jego przygodach, z ciekawością spytał:
— Który to?
— Ten Arab, który znajduje się najbliżej Mahdiego, — odrzekł mu Czesław, — lecz kto może być ten drugi, w białym burnusie, który podąża z drugiej strony Mahdiego, a teraz opowiada mu coś z takiem ożywieniem, wskazując na nas?
Aeroplan opuścił się jeszcze niżej, tak że Czesław mógł dokładniej obejrzeć rysy twarzy tajemniczego Araba.
— Ależ to ten zagadkowy Europejczyk, — zawołał — któremu Jussuf służył za przewodnika...
Kazimierz Halicz wziął z rąk jego lunetę, i przez nią przyglądać się począł tajemniczej postaci.
Po chwili i z jego ust wydarł się okrzyk:
— To ten sam, który mnie czynił tak świetne propozycje. To on... poznaję go.
Teraz część zagadki stała się dla nich jasną. Ten wrogi ruch Arabów przeciwko nim nie był naturalnym wybuchem, lecz został wywołany sztucznie przez kogoś, co miał w tem cel.
Ale jaki?
To pozostawało dla nich zagadką, nad rozwiązaniem której napróżno się biedzili.
Tymczasem wśród Arabów na widok krążącego w przestworzach, tuż nad ich głowami, aeroplanu zapanował ruch niezwykły.