ludzi z załogi do pomocy. A wtedy z łatwością plan nasz wykonamy. Pokonać ich i zmusić do uległości nie będzie rzeczą trudną, zwłaszcza, że wy będziecie mi pomocni. Idzie tylko o co innego. Mianowicie: jak daleko stąd znajdować się może najbliższy ląd i ile czasu płynąć do niego musimy. Od tego zależy sprawa zaopatrzenia się w żywność i wodę, ażebyśmy potem, uszedłszy jednego niebezpieczeństwa, nie byli narażeni na drugie — na śmierć z głodu lub pragnienia.
Dr. Wicherski wydobył z kieszeni notatnik i ołówek i zaczął coś obliczać.
— Wyspa nasza oddalona jest o tysiąc pięćset mil od najbliższego lądu. Że zaś statek podwodny robi po pięćdziesiąt mil na godzinę, więc na całą podróż zużyjemy trzydzieści godzin. Trzeba tylko dobrze znać kierunek, ażeby nie zbłądzić.
— Z tem dam sobie jakoś radę — odparł Henryk — na wszelki wypadek jednak musimy zaopatrzyć się w żywność na czas dwa razy dłuższy. Określmy teraz czas naszej ucieczki.
Tu znów zabrał głos dr. Wicherski.
— Ja sądzę — rzekł — że najodpowiedniejsza do tego pora będzie za tydzień. Akurat wtedy odbywać się będzie posiedzenie ogólne. Wymówię się od niego i może uda się nam uciec, bez żadnych przeszkód. Zanim się spostrzegą, będziemy już daleko.
— Znakomicie — przyświadczyli dwaj nasi przyjaciele i uściskiem dłoni wzmocnili swój związek.
Po krótkiej przejażdżce powrócili do wyspy, do zwykłych swych zajęć.
Czas teraz dłużył im się w sposób trudny do
Strona:Edmund Jezierski - Wyspa elektryczna.djvu/122
Ta strona została uwierzytelniona.