Choć różnił się ubiorem od towarzyszy swoich, lecz należeć musiał do ich liczby, jako podróżny trzeciej klasy.
Gdy się zbliżał do stojącego na pokładzie młodzieńca, ten, wyciągając ku niemu ręce, zawołał z radością:
— Wawrzon!
Podróżny przystanął, ze zdumieniem wpatrując się w stojącego przed nim... Po chwili uśmiech wykwitł na twarzy jego i, szybkim krokiem zbliżywszy się do wołającego na niego, porwał go w objęcia, wołając:
— Henryk! Ty tu? skąd? jakim sposobem?
— Jakim sposobem? — zawołał zapytany, uściskami odpowiadając na uściski — a toż, jak widzisz, dążę na tym okręcie do Brazylji. Ale co ciebie pędzi w ten kraj daleki? Co cię skłania do opuszczenia kraju, gdzie, jak słyszałem, miałeś bardzo dobrą posadę? Dlaczego jedziesz z tłumem wychodźców pod pokładem, narażając się na wielkie niewygody, kiedy, zdaje się, mógłbyć jechać wygodniej?
Na to zapytanie Wawrzon uśmiechnął się smutnie i odrzekł:
— Pytasz się dlaczego? Na pytanie to trzebaby długo odpowiadać. Nie miejsce tu i pora na to. Lecz poczekaj, zejdę pod pokład, złożę swe manatki i wrócę do ciebie. Znajdziemy gdzie na pokładzie jakiś kącik zaciszny i, tam przysiadłszy, pogawędzimy trochę.
I wprowadzając w czyn swe słowa, udał się za gromadą innych wychodźców pod pokład.
Nie siedział tam długo. Powrócił wkrótce, i obydwaj z Henrykiem skierowali się w odda-
Strona:Edmund Jezierski - Wyspa elektryczna.djvu/13
Ta strona została uwierzytelniona.