twarz jego, zarówno jak i głowę krył kaptur czarny, z wyciętemi w nim otworami dla oczu i ust, tak że ani wieku, ani wyglądu jego z poza tej zasłony określić nie było można.
Elastycznym krokiem podszedł do Wawrzona i zręcznie rozwiązywać począł spowijające go bandaże.
— Panie — spytał tenże po francusku — powiedz nam, gdzie jesteśmy? Komu zawdzięczamy ocalenie nasze? Co stało się z naszymi towarzyszami podróży?
Lecz na wszystkie zapytania nieznajomy milczał.
Milczał również, gdy Henryk powtórzył je po niemiecku i po angielsku.
Zręcznie tylko rozplątał bandaże, wreszcie zdjął je zupełnie, obnażając miejsca potłuczone i poranione.
Dokonawszy tego, wyjął z kieszonki małe pudełeczko z błyszczącego metalu, otworzył je i skierował promienie, wychodzące z niego, na miejsca poszwankowane.
Wawrzon doznał jakiegoś dziwnego uczucia ciepła; po ciele jego przebiegać zaczęły jakby prądy elektryczne; czuł, że przybywają mu świeże siły, że odradza się, że nabiera nowej energji życiowej.
A i rany, rozsiane w poważnej liczbie po ciele jego, pod wpływem owych promieni goić się zaczęły, zabliźniać i wkrótce okryły się skórą.
Pod wpływem tego nagłego przypływu i przyrostu sił, porwał się na łóżku i usiadł na niem.
Tajemniczy nieznajomy, zachowując wciąż uroczyste milczenie, zamknął pudełeczko i odszedłszy od niego, zbliżył się do Henryka.
Strona:Edmund Jezierski - Wyspa elektryczna.djvu/32
Ta strona została uwierzytelniona.