Strona:Edmund Jezierski - Wyspa elektryczna.djvu/43

Ta strona została uwierzytelniona.

Zaledwie też przebrzmiały jego słowa, dał się słyszeć wyraźny, choć cichy głos:
— Brawo, młodzieńcze! Takie postawienie kwestji zaszczyt ci przynosi. Kto wie, czy żądanie wasze w tej formie nie zostanie uwzględnione.
Ku wielkiemu zdumieniu ich głos ów przemawiał po polsku.
Zaledwie też minęło pierwsze wrażenie, Wawrzon postąpił parę kroków w stronę ściany, od której zdawał się biec ów głos, i podniesionym głosem rzekł:
— Kim jesteś? Prosimy cię, przybądź tu do nas i wysłuchaj nas, przyczyń się do uwolnienia naszego z tej zagadkowej pozycji.
A głos tajemniczy odrzekł mu:
— Przybędę, nie traćcie nadziei...


V
TAJEMNICZY OPIEKUN

W serce Wawrzona i Henryka wstąpiła otucha. A więc jest możność wydobycia się stąd. Jest możność powrócenia do życia, do świata, do wszystkich prac jego i rozkoszy.
Westchnienie ulgi wyrwało się z ich piersi. Czuli się zupełnie, jak ów więzień, któremu po długiem zamknięciu oznajmiają, iż ujrzy nareszcie błękit nieba, jasne promienie słońca, zieleń drzew, posłyszy radosny śpiew ptasząt.
Z niecierpliwością teraz oczekiwali zjawienia się nieznajomego, lecz ten nie przychodził.