W tem pełnem naprężeniu nerwów oczekiwaniu minuty wydawały się im godzinami, a godziny wiekami.
Naraz rozległ się cichy szmer koło jednej ze ścian.
Koledzy drgnęli, porwali się z miejsc i z naprężonemi nerwami stali, czekając, iż pojawi się przez nie ów tajemniczy opiekun...
Lecz nie.
W ścianie ukazał się otwór, przez który wjechał wagonik ze skoncentrowaną żywnością.
Na wagoniku leżał, tak jak i poprzedniego dnia, list w kopercie.
Wawrzon porwał go z niecierpliwością i, rozerwawszy kopertę, spiesznie odczytywać zaczął.
Brzmiał on jak następuje:
„Nie traćcie otuchy... Usłyszałem wasze skargi i żądania — postaram się uczynić im zadość... Sprawę waszą rozpatruje zarząd mocarstwa cudów. Popieram ją gorąco i zdaje się, że mój głos odniesie przewagę. Jeszcze raz bądźcie spokojni“.
Na tem kończył się ów list tajemniczy. Nie było pod nim ani podpisu ani żadnych innych wskazówek.
Pisany był jednak bardzo czystą polszczyzną, co już wskazywało na jedno, iż ten, kto pisał go, musiał być Polakiem.
Bezgraniczna radość przejęła obydwóch więźniów. A więc na tej tajemniczej wysepce, pełnej niezrozumiałych zupełnie dla nich cudów, znaleźli rodaka, który zrozumiał ich, który pojął uczucia, ich ożywiające, i który przybywa im z pomocą.
Strona:Edmund Jezierski - Wyspa elektryczna.djvu/44
Ta strona została uwierzytelniona.