mi i zwracając się wprost do nich, zapytał po esperancku:
— Kto jesteście?
Wystąpił naprzód Henryk i śmiałym głosem odrzekł:
— Rozbitki, wyrzuceni na ten brzeg przez fale, którzy zamiast spodziewanej na nim gościnności, dostali się do więzienia i nie wiedzą, jaki los ich czeka.
Ta śmiała odpowiedź wywarła na siedzących przy stole postaciach pewne wrażenie. Zamieniły one porozumiewawcze spojrzenie z przewodnikiem naszych przyjaciół i jeden z owych panów już znacznie łagodniej spytał:
— Wymieńcie nazwiska swoje i kraj, skąd pochodzicie.
Uczynili zadość temu żądaniu.
— A teraz powiedzcie powód, który skłonił was do emigrowania z ojczyzny.
— Powód? — odrzekł mu Wawrzon. — Porzuciliśmy kraj ojczysty, by nieść za Ocean setkom tysięcy braci naszych światło wiedzy, by uczyć ich i przypominać zarazem, że hen, daleko leży ich Ojczyzna, do której opuszczenia losy ich zmusiły.
Zapał porwał mówiącego. Na bladej twarzy jego wykwitły rumieńce, a oczy zapłonęły.
Zdawało się, że uniesienie jego udzieliło się potrosze i zebranym przy stole, niektórzy z nich z uznaniem kiwali głowami.
— A pan? — spytał, jak się zdaje, przewodniczący, zwracając się do Henryka.
— Mogę tylko powtórzyć słowa mego przyjaciela — odrzekł zapytany.
Strona:Edmund Jezierski - Wyspa elektryczna.djvu/54
Ta strona została uwierzytelniona.