Strona:Edmund Jezierski - Wyspa elektryczna.djvu/57

Ta strona została uwierzytelniona.

„Przysięgamy, iż nigdy nie będziemy usiłowali uciec stąd, ażeby przez to zdradzić tajemnice, okrywające tę miejscowość.
„Przysięgamy nigdy nie czyhać na całość mienia mieszkańców tej krainy i we wszystkiem szanować je“.
Wślad za przewodniczącym tę rotę przysięgi powtarzali obydwaj przyjaciele.
Wszystkie zagadkowe postacie, zgrupowane wokoło stołu, wysłuchały jej stojąc.
Aż wreszcie przebrzmiało ostatnie uroczyste:
„Przysięgam“.
Chwila ciszy głębokiej i...
Jakby na skinienie laski czarodziejskiej z twarzy wszystkich zebranych w sali opadły maski, z ramion opuściły się im płaszcze, i oczom obydwóch przyjaciół ukazały się postacie mężczyzn różnego wieku i różnych twarzy. Byli wśród nich ludzie młodzi zupełnie, byli i starcy siwowłosi.
Przewodniczącym był mężczyzna w sile wieku, o bujnej, kruczej czuprynie, o energicznej męskiej twarzy, której nie brak było pewnego wyrazu surowości, a nawet i okrucieństwa.
Wawrzon i Henryk pełen zdumienia wzrok skierowali przedewszystkiem na przewodnika i opiekuna swego.
Ten znów przedstawiał czysty typ słowiański. Wyglądał zupełnie, jak stary, typowy polonus, żywcem zdjęty ze starego portretu.
Sucha, pomarszczona twarz o orlim, rasowym nosie ozdobiona była siwemi, w dół zwisającemi wąsami oraz parą błękitnych, marzących oczu. Nie znać w nim było suchej, okrutnej surowości,