zło się poważne dzieło techniczne, Wawrzona zaś — socjologiczne.
Zasiedli przy wielkim stole i przeglądać je poczęli. Po chwili jednak głowy ich zbliżyły się ku sobie i pierwszy Henryk spytał szeptem:
— No i cóż ty na to wszystko?
— Tymczasem nic; obserwuję i badam. Powoli jednak przychodzę do wniosku, że nie wszystko jest idealne na tym świecie, że i tu, na tej wyspie, nie wszystko dzieje się tak, jak należy. I właśnie przychodzi mi myśl, że te wszystkie ujemne strony będziemy mogli z łatwością wyzyskać na naszą korzyść.
— Jakto? — zapytał zdumiony Henryk.
— Nie mam jeszcze dokładnie opracowanego planu działania — rzekł Wawrzon — lecz przedewszystkiem widzę, że zamiast ustroju szczerze demokratycznego, gdzie wszyscy jednakowo i na równych prawach winni pracować dla dobra ogólnego, panuje tu despotyzm, a nawet i niewolnictwo. Bo przecież ci kulisi i murzyni niczem innem nie są, jak niewolnikami. To jest właśnie słaba stroną tej wyspy i ją to właśnie zamierzam wyzyskać na naszą korzyść...
— Lecz jak to wykonać? — zapytał Henryk gorączkowo.
— Nic jeszcze nie wiem i nic konkretnego powiedzieć nie mogę. Czas przyniesie pomysł i sposób jego wykonania. Czekajmy tylko cierpliwie i zapoznawajmy się ze wszystkiemi urządzeniami tej wyspy. Tymczasem pracujmy gorliwie i maskujmy wszelkie swe czynności, ażeby przedwcześnie nie zdradzić się z zamiarami.
Urwali na tem rozmowę i zabrali się gorliwie
Strona:Edmund Jezierski - Wyspa elektryczna.djvu/76
Ta strona została uwierzytelniona.