przyjęło Henryka i Wawrzona, on przyjął od nich przysięgę.
Nasi przyjaciele poznali go bliżej na drugi dzień. Był to człowiek z postawy suchy, kościsty, z charakteru zamknięty w sobie, o zimnem jak stal, spojrzeniu i o woli nieugiętej. Wzrokiem swoim przenikał nawskroś człowieka, a z fizjonomji jego z łatwością wyczytać było można, że przed niczem się nie cofnie, niczego się nie ulęknie, byle postawić na swojem.
Był on na wyspie, niezależnie od stanowiska przewodniczącego rady, jeszcze naczelnym kierownikiem wszelkich urządzeń elektrycznych. Wszystko, co na wyspie poruszane było elektrycznością, było jego wynalazku.
Uśmiechał się ironicznie, prawie zjadliwie, gdy w rozmowie z nim Henryk i Wawrzon napomknęli o znakomitych wynalazkach Edisona lub też o telegrafie bez drutu Marconiego.
— Na parę lat przed nimi — wyrwało mu się z ust mimowoli — dokonałem tych wynalazków. Ogłosiłem je, lecz uczone grono wyśmiało mnie, nazywając manjakiem. A ci... ci... są teraz tylko moimi naśladowcami.
Henryk i Wawrzon, rzeczywiście, badając i oglądając wynalazki, przy których zastosowana była elektryczność, przyznać musieli, że jednak ten manjak naprawdę był genjalnym człowiekiem!
Takiegoż samego zdania nabrali i o pozostałych władcach wyspy. Każdy z nich był zapoznanym w ojczyźnie swojej wynalazcą, który dopiero szerokie pole dla swej pomysłowości znalazł na owej wyspie, będącej teraz ich więziniem.
Strona:Edmund Jezierski - Wyspa elektryczna.djvu/81
Ta strona została uwierzytelniona.