I, uścisnąwszy dłoń doktora Zerri, skierował się w stronę drzwi.
W parę sekund znaleźli się na powierzchni ziemi i udali się na dalsze zwiedzanie wyspy.
— Nie sądźcie — mówił dr. Wicherski, idąc z nimi — że główną siłę motorową stanowią u nas wiatry i fale morskie. O nie... Potrafimy spożytkować i siłę elektryczności, sprowadzając ją z najlepszego źródła, gdyż z chmur. Ot, widzicie tam, na zachodzie, unoszącą się w przestworzach jakby chmurę latawców? One właśnie są głównymi dostawcami siły elektrycznej dla nas. Zresztą najlepiej objaśni was w tej kwestji profesor Müller, kierownik stacji elektrycznej.
Po chwili znaleźli się w obszernym budynku kamiennym, w którym widniało mnóstwo maszyn, obracających się bez szmeru. Nad niemi właśnie unosiła się ta chmura latawców.
Profesor Müller, o wyglądzie typowego dobrodusznego Niemca, przyjął ich nadzwyczaj mile i jak najchętniej udzielił wszelkich objaśnień.
— Widzicie, panowie, te latawce? — rzekł, wskazując na nie — ot, zdawałoby się, zabawki, któremi się bawią dzieci w Europie i Chinach, a tymczasem to jeden z główniejszych dostawców siły elektrycznej dla nas. Każdy z nich pokryty jest cienką blachą cynkową, nici zaś, które przytwierdzają tych niewolników, przesiąknięte są wodą, napuszczoną kwasem. Dzięki temu zbierają one cały ładunek elektryczności z powietrza i przesyłają następnie do specjalnych akumulatorów. Są to nazwyklejsze piorunochrony, tylko że nie połączone z ziemią.
Strona:Edmund Jezierski - Wyspa elektryczna.djvu/91
Ta strona została uwierzytelniona.