Strona:Edmund Jezierski - Ze świata czarów.pdf/100

Ta strona została uwierzytelniona.

całą treść jej żywota. Wszystkoby chętnie oddała, i bogactwa swoje, i urodę, i królestwo, byleby tylko mieć dzieciątko, któreby życiem swojem wypełnić mogło otaczającą ją pustkę.
Próżnemi jednak były jej westchnienia i tęsknota, — Bóg jakoś nie zsyłał tak gorąco upragnionego dziecięcia.
Razu pewnego chodziła z orszakiem swych dam po ogrodzie. Naraz zobaczyła wspaniały krzak rozmarynu, licznemi okryty pąkami. Żal ścisnął jej serce i rzekła:
— Ach, jakiż ten krzak szczęśliwy. I on nawet cieszyć się może licznem potomstwem, i on ma nawet dbać o coś i pielęgnować. Jakżeż mu zazdroszczę tego szczęścia i jakbym chciała być w jego miejscu!
I ze łzami w oczach wróciła do pałacu.
Po upływie pewnego czasu stała się rzecz niesłychana. Królowej urodziło się nie dzieciątko, lecz… krzak rozmarynowy. Biedaczka jeszcze bardziej się tem zmartwiła. Tak pragnęła mieć żywą dziecinę, którą mogłaby się zająć, której serce i umysł sama mogłaby kształcić, a tymczasem… ma krzew bezduszny, do którego ani przemówić, ani pobawić się z nim nie można.
Ale trudna rada. Z poddaniem przyjęła to, co Bóg jej zesłał, poleciła krzak posadzić w doniczce wspaniałej, postawiła go