Strona:Edmund Jezierski - Ze świata czarów.pdf/13

Ta strona została uwierzytelniona.

stwa i wkrótce wieżyca wzniosła się aż pod niebiosa.
Pozostawało tylko odlać dzwony. Do tej roboty zawezwano najzdolniejszego w całym Pekinie bronzownika — Tan-gi.
Zdumiał się on wielce, gdy otrzymał wezwanie, by się stawił w pałacu cesarskim, lecz i zmartwił się przytem, bo wiedział, że zaprosiny takie nic dobrego nie wróżą.
Kryjąc więc smutek swój, czule uściskał żonę i dzieci, najczulej zaś najstarszą córkę, piękną Li, słusznie zwaną „kwiatem lilji“, i poszedł do pałacu.
W tronowej sali, otoczony mandarynami i wojskowymi, siedział „syn nieba“ Kan-Ti, gdy stawiono przed nim drżącego Tan-gi.
— Słuchaj, — rzekł cesarz do klęczącego przed nim w kornej postawie bronzownika — daleko rozbrzmiewa twa sława. Dowiedziesz mi jej, odlewając dzwon, o dźwięku takim, jakiego dotychczas ucho ludzkie nie słyszało, a któryby mnie zadowolił. Pozwalam ci na trzykrotne próby, gdy zaś się nie powiodą, biada ci!…
— Stanie się podług twej woli, o synu nieba, — pobladłemi usty wyszeptał nieszczęsny Tan-gi, i chwiejnemi kroki wyszedł z sali.
Z rozpaczą w sercu wrócił Tan-gi do domu, rozmyślając przez całą drogę nad