Strona:Edmund Jezierski - Ze świata czarów.pdf/14

Ta strona została uwierzytelniona.

tem, jakby uczynić zadość żądaniom swego cesarza.
Postanowił też nic o tem nie mówić rodzinie, tylko energicznie wziąć się do pracy. Nadał więc, z trudem co prawda, wesoły wyraz swej twarzy i zawezwawszy najlepszych czeladników do pomocy, zabrał się do pracy.
Wykonano olbrzymią formę, stopiono bronz, dodając do niego, dla większej czystości dźwięku, moc złota i srebra, i wreszcie masę tę całą, przy modłach i błogosławieństwach bonzów (kapłan), wlano do przygotowanej formy.
Po jakimś czasie zastygł metal i wydobyto dzwon z formy… Tan-gi, z trwogą i nadzieją w sercu, zajął się ostatecznem jego wykończaniem.
Dokonał wreszcie swej pracy i dzwon, błyszczący w promieniach słonecznych jak drugie słońce, piękny, wspaniały, ponieśli słudzy do pałacu cesarskiego, gdzie na podwórcu, wobec cesarza i mandarynów miała się odbyć próba.
Z zapartym oddechem przystąpił Tan-gi do dzwonu i uderzył sercem w bok jego.
I rozbrzmiał w powietrzu dźwięk czysty, potężny, uroczysty, jakim żaden z dzwonów pekińskich dotychczas nie rozbrzmiewał.