Strona:Edmund Jezierski - Ze świata czarów.pdf/32

Ta strona została uwierzytelniona.

— Czekajcie na mnie dwie niedziele, — zakończył — a ja wam dam wieści.
Pożegnał się z Golankiem, uściskał czule ukochaną, wsiadł na konia, i wkrótce cała gromada jeźdźców zniknęła w tumanie kurzu.
Mijał dzień po dniu, cicho i spokojnie, nadszedł ostateczny termin, oznaczony przez wojewodzica. Z utęsknieniem, połączonem z nadzieją i trwogą, wyglądała Hania, czy nie nadjeżdża ukochany; smutniał coraz bardziej Golanek, myśląc o losie córki.
Aż nareszcie ostatecznego dnia, na drodze od wojewodzińskiego zamku, ukazał się orszak jakiś wspaniały.
Z niepokojem patrzyli nań Golankowie, nie wiedząc, czy dobro, czy zło on im niesie, gdy naraz na spienionym rumaku nadjechał wojewodzic.
Zeskoczył z konia i z radością jął witać ukochaną. Za nim nadciągnął orszak jezdnych, otaczających wspaniałą kolasę, wewnątrz próżną.
— Ojciec się zgadza i pragnie rychło was zobaczyć, — rzekł wojewodzic — dla tego przysyła swą kolasę, byście mogli natychmiast udać się do niego.
Skinął, i wnet służebne, otoczywszy Hanię kołem, zawiodły ją do izby, gdzie wkrótce przybrały ją we wspaniałe szaty, które