Strona:Edmund Jezierski - Ze świata czarów.pdf/35

Ta strona została uwierzytelniona.

Całą jego przyjemnością było leżeć na wyniosłym brzegu morza i podczas ciszy patrzeć na ciągnącą się w dal siną toń jego. Od czasu do czasu tylko poruszy się ono, wzniesie się fala jedna i druga, uderzy z szumem o brzeg, potem cofa się z powrotem, mrucząc groźnie i rozstępując się kołami coraz dalej i dalej. Czasem na horyzoncie zabieleje żagiel łódki, zdając się być w blaskach promieni słonecznych jakąś plamką świecącą.
Przypatrywał się Piotr temu wszystkiemu, przysłuchiwał się szeptom fal morskich, i zdawało się, że je rozumiał. Czasami znów, gdy morzem wstrząsała burza, wsiadał w łódź i z uśmiechem puszczał się w dal, gdzie olbrzymie bałwany wspinały się, jak góry, nacierając na się i z trzaskiem opadając, by znów się wspinać. Wątła łódź, śmiałą kierowana ręką, wpadała w największy wir. Nacierające ze wszech stron fale, zda się, że ją zmiażdżą, — lecz nie, po chwili wypływa ona dalej, cała i nieuszkodzona.
Pewnego razu, powróciwszy z połowu, zaraz po wieczerzy, Piotr poszedł nad morze. Księżyc dopiero co wypłynął na niebo, oblewając wszystko naokół bladem, srebrzystem światłem. Piotr, położywszy się na urwisku, wznoszącem się nad piasczystą ławicą, przypatrywał się morzu i skałom, okry-