Strona:Edmund Jezierski - Ze świata czarów.pdf/51

Ta strona została uwierzytelniona.

Dzień jasny. Pogodnie słońce świeci. Morze ciche szkli się jakby jedna ogromna szyba; najmniejszy wietrzyk nie muska jego powierzchni; tylko jedne łodzie bogunek płyną szybko, zostawiając za sobą ślady, nakształt rozchodzących się promieni, inne śpieszyły za niemi po tych świetlanych brózdach lub wzdymając po obu stronach łodzi leciutkie fale.
Już ląd blizko, echo odbija śpiew bogunek o nadbrzeżne lasy, a każdy jego odgłos stokrotnie brzmi złowieszczo: „biada ci, rybaku młody!“
I gdy już blizko ujścia rzeki stanęły podmorskie dziewice, ujrzały swojego wroga, jak siedząc na brzegu rozwijał sieci.
Rybak był młody i piękny, zaledwie miękki puszek mszył mu jagody, czoło prześliczne, wysokie i białe, długie i czarne ocieniały włosy. Ze spokojem jeszcze w duszy i w sercu, z piosenką na ustach, marząc o obfitym połowie, zajmował się pracą.
Wtem jakieś miłe słyszy dźwięki; podnosi oczy i spostrzega sto łodzi, błyszczących w promieniach słonecznych, w nich sto dziewic przecudnej urody, a na ich czele, w łodzi okrytej purpurowym baldachimem, ciągnionej przez cztery srebrno-pióre łabędzie z białemi gołąbkami, unoszącemi się przed nią, z djamentową koroną na głowie,