Strona:Edmund Jezierski - Ze świata czarów.pdf/87

Ta strona została uwierzytelniona.

lecz nie tracił nadziei w pomoc Bożą. Ukląkł pod skałą i serdeczną modlitwą prosił Pana Zastępów, by mógł choć tym sposobem okazać swą niewinność.
Pomodliwszy się szczerze, usiadł pod skałą i począł rozmyślać nad sposobem wykonania rozkazu starosty. Rozmyślając tak, nie spostrzegł kiedy sen zmorzył mu powieki.
Gdy usnął, spuściły się cicho ze skały sokoły i podłożywszy skrzydła, poniosły go lekko na skałę. Ocknął się więzień, patrzy wokoło i widzi pod sobą dolinę, a obok siebie gniazdo sokole i siedzącą na niem parę sokołów, nic a nic go się nie bojących.
Poznał w tem opiekę Boską nad sobą, padł na kolana i gorącą modlitwą dziękował Stwórcy za pomoc.
Następnie zbliżył się do gniazda, wziął jedno pisklę, i wsunąwszy je w zanadrze, zsunął się po skale na dół podtrzymywany przez sokoły.
Na drugi dzień zrana, starosta, sądząc, że więzień, spadłszy ze skały, już dawno nie żyje, lub gdzie leży z pogruchotanemi kośćmi, z całym orszakiem dworzan, udał się ku skale. Lecz któż opisze jego zdumienie, gdy ujrzał go nietylko zdrowym i nieuszkodzonym, ale w dodatku i z sokolątkiem w ręku.