Strona:Edmund Jezierski - Ze świata czarów.pdf/94

Ta strona została uwierzytelniona.

ku, biegł ku oknu i wyglądał, czy nie niosą mu wieści o nowych ofiarach bazyliszka, lub też, czego wyglądał z upragnieniem, wieści o znalezieniu się śmiałka, gotowego poświęcić życie dla dobra grodu.
Wkrótce jednak odchodził do okna zawiedziony i znów rozpoczynał wędrówkę po sali. Naraz drzwi się otworzyły i wszedł do sali architekt.
Zwrócił się zaraz do niego marszałek i rzekł:
— Oczekuję tu waści z niecierpliwością.
— Czyż nie znalazł się nikt, coby chciał miasto ocalić od potwora?
— Nie, nie znalazł, i sam nie wiem co czynić. Radźcie, bo ja głowę już tracę.
Pomyślał chwilę architekt, wreszcie rzekł:
— Czy niema, panie, w lochach ratuszowych jakich zbrodniarzy, skazanych przez trybunał na śmierć?
— Są dwaj skazani na powieszenie; a co waści na tem zależy?
— Sprobujemy raz jeszcze. Rozkażcie, panie, przywieść ich tu do sali.
Zawezwał marszałek zaraz dowódcę straży miejskiej i dając mu rozkaz, naprędce napisany, polecił przyprowadzić natychmiast zamkniętych w lochach grodzkich, a skazanych na śmierć, zbrodniarzy.