Strona:Edmund Różycki (Szkic biograficzny).djvu/13

Ta strona została uwierzytelniona.

Miasto kroci dwiestu wstało,
Dwiestu będzie żyć:
Bo tych dwiestu rękę dało
Hańbę kroci zmyć...

W Hucie rankiem żona płacze,
Tych jej dzieci szkoda;
Pod Różyckim konik skacze;
Nie płacz pani młoda!

Jak głos dzwonu siołom płynie
Gruchnie Polską wieść,
A cześć będzie tej drużynie
I wodzowi cześć!...

Jedyną chwilą zapamiętaną z epoki szczęśliwej pierwszych życia lat było wspomnienie jakiejciś przejażdżki zimowej z ojcem, do lasu Huty-Cudnowskiej, gdzie się prowadziło leśne ojca gospodarstwo. To wrażenie nowe, padające na umysł dopiero dochodzący do pierwszego zapoznawania się ze swem otoczeniem, jedynie upamiętniło się we wspomnieniach z owych lat, gdy oboje rodzice czuwali nad umysłem i sercem zaledwie z pieluch oswobodzonego pacholęcia... A jednak wkrótce to dziecię, tak jeszcze słabe i male, miało rozpocząć dni tułacze, miało chronić się od wroga, który porwać je pragnął; i, wreszcie, po kilku latach, nie zdołano go ocalić: niedorosłem pacholęciem wróg je porywa i unosi daleko od zagrody rodzinnej, daleko od wszystkich jego ukochań, daleko od ziemi ojczystej. Zanim to jednak nastąpiło, po wyjściu ojca do powstania, jeszcze czas pewien malutki Edmund i o niewiele od niego starszy brat, Stanisław (ur. 9 listop. 1822 r.) bawią przy matce. W pierwszych tygodniach walki ciosy osta-