czas biegł w nieskończoność, jakby pragnął cofnąć się wstecz, i ponownie postawić przed okiem ducha swego ten obraz matki w „czarnej sukni“,milczącej i kreślącej krzyż nad głową dziecięcia...
Przywieziono małego Edmunda na Ukrainę i umieszczono w domie pani Adolfowej Pilchowskiej, której mąż walczył w oddziale powstańczym Karola Różyckiego, kraj opuścił po upadku walki listopadowej, i chociaż na mocy jakiejciś amnestyi, wprędce wrócił, lecz w domu nie pozostał; trzymano go w więzieniu a nakoniec wysłano w głąb Rossyi. Pani Pilchowska, osoba wtedy bardzo młoda, zacna i ukształcona, bezdzietna, z całem poświęceniem zaopiekowała się malutkim Edwardem: kształcono go starannie, a pilnie strzeżono od czujnego oka policyi i szpiegów. Nad dziećmi Karola Różyckiego wciąż wisiał wyrok carski porwania i uprowadzenia. Rzecz to była tak powszechnie znaną, iż Julian Niemcewicz, w latach swej ostatniej tułaczki na bruku paryzkim, zapisuje ten fakt w pamiętnikach; tembardziej przeto wiedziano o grożących niebezpieczeństwach w kole ludzi opiekujących się małym Edmundem. Wszelka jednak czujność nie zdołała uchronić dziecięcia od czyhającego wroga. Powoływano panią Pilchowską wraz z dzieckiem przed wielkorządcę południowych prowincyj dawnej Polski, przed gener. Lewaszowa, który, domyślając się rzeczywistego pochodzenia chłopięcia, nie dawał wiary, aby on był synem tej młodej osoby, zawahał się jednak, gdy chłopczyk,