nycha pomyślnych wyjątków zaliczać należy wychowanie się w Petersburgu małego Edmunda... Bóg czuwał nad nim i Bóg go wychował. Prądy złych wpływów rozwiały się nad głową dziecięcia, nie tknąwszy jej. Wszelkie ułudy i pokusy wroga, któremi usłano ścieżki życia dziecięcia, stały się narzędziem w proch rozsypującem się: wróg nie dopiął celu, dziecko nie zaparło się swej przeszłości. Pamięć przeszłości gorzała w jego myśli i stała się pochodnią oświecającą przepaściste ścieżki życia.
Wieziono dziecko do stolicy carów z pewnemi oznakami troskliwej opieki. Wróg nasz wschodni umie przybierać w razie potrzeby pozory dziwnej uprzejmości, pozory uczuć nader ludzkich, które wszakże znikają, również nagle jak się ukazały, gdy władze naczelne inaczej rozkażą, gdy interes inaczej zaleci czynić.
Małego Edmunda, wówczas liczącego zaledwie 12 lat (w r. 1840), wieziono do Petersburga w wgodnym powozie, troskliwie pielęgnując. Towarzyszył mu oficer i żandarm, zbytecznem dodawać, iż w drodze na niczem nie zbywało co ku wygodzie mogło służyć; dziecko pilnie usuwano od wszystkiego przypominającego niewolę... W stolicy oddano je bratu cara Mikołaja, w. ks. Michałowi, który był szefem wszystkich szkół wojskowych państwa rossyjskiego. Obchodzenie się w. księcia z dzieckiem stało się dalszym ciągiem tej uprzejmości, uprzedzającej niemal, z jaką je wieziono z Kijowa do Petersburga. Podczas przeglądu kadetów, gdzie zgromadzoną była młodzież ze wszystkich wojskowych szkół stolicy, w. książę zapytał
Strona:Edmund Różycki (Szkic biograficzny).djvu/20
Ta strona została uwierzytelniona.