więc dość licznie reprezentowany i, obok mowy i komendy polskiej, brzmiała tam często mowa rusińska; piosenka rusińska często unosiła się nad szeregami, język rusiński brzmiał często w obozie, a miano serdeczne, pod którem w obozie znano wielce kochanego wodza, nie inne było jak Bat’ko. Patrzano na Bat’ka okiem prawdziwie synowskiej miłości, która stała się cementem karności, podwaliną posłuchu i poddawania się zupełnego rozkazom wodza.
Dajemy tu głos jednemu z żołnierzy jazdy wołyńskiej, który, po trzydziestu latach, na mogile generała składa taką relacyę o ówczesnych stosunkach obozowych i karności w szeregach:
„Kto raz go poznał — mówi ów szeregowiec, bojownik z pod Salichy — ten musiał go serdecznie kochać i wysoce szanować... W obozie nazywano go powszechnie Bat’ko, i każdy z nas wskoczyłby był w ogień za nim... Generał był w obozie bardzo przystępny dla każdego i nadzwyczaj sprawiedliwy... nazywał nas wszystkich braćmi[1]“...
Pełne prostoty echo to czasów, o których mówimy, najlepszem świadectwem stosunków panujących w obozie generała i zarazem rysem wybitnym charakteru człowieka i wodza.
Karność w jego szeregach wielką była, lecz nie groza ją wytwarzała; płynęła ona z wyższych pobudek. Rozróżniał on karność w innych wojskach i u innych ludów, od karności, jaka w powstańczych szeregach ma panować... „Powołani
- ↑ Relacya p. Anz. Zaruskiego.