cuskiego, dla którego sympatye były w nim zawsze tak głębokie i trwałe, że i wtenczas nawet, gdy Francuzi, w kilka lat po utworzeniu się trzeciej Rzeczypospolitej, coraz bardziej ku Rossyi ciążyć zaczęli, on pomimo to nie zraża się, nie zmienia swych uczuć dla narodu francuskiego i tak się o nim wyraża: „Jest to naród, z którym oddawna jesteśmy związani węzłami braterstwa i przyjaźni; oba nasze narody przeznaczone są do przyjęcia, obrony i rozszerzania wolności i prawdy na świecie, a więc powinniśmy się znać i iść ręka w rękę“...
Na tle tych wielkich sympatyi dla Francyi rozwijało się jego współczucie dla Francuzów, upadających pod brzemieniem najazdu Prusaków. Nader ciężkim dla niego był cały okres tej walki z Prusakami. W klęskach Francyi widział on karę niebios, przestrogę wiodącą do opamiętania, i z boleścią spostrzegał, iż do opamiętania nie spieszono, iż wrodzona lekkomyślność narodu francuskiego zagłuszała uczucie smutku. Po oblężeniu, po bezbrzeżnych stratach i upokorzeniach, zwracano się szybko do życia materyalnych zabiegów, nie zdając sobie sprawy z moralnej doniosłości prób, przez które naród francuski przechodził. Czasy owej wojny tem dotkliwsze dla niego były, że w kilka dni po Sedanie, kiedy padło przerażenie na całą Francyą i Paryż zapełniał się mieszkańcami wiosek przyległych i dalszych okolic, szukającymi schronienia pod osłoną fortów stolicy, gasło życie jego sędziwego ojca, Karola Różyckiego.
Strona:Edmund Różycki (Szkic biograficzny).djvu/79
Ta strona została uwierzytelniona.