Obóz, co liczył tysiąc bez mała,
Wiara półsetką rozprasza;
Część w pień wycina, i sama cała
Wraca i tryumf ogłasza.
Wódz ją ze swymi w szyku sprawionym
Spotyka, wita, hołd daje:
„O cześć! zawoła, wam niezwalczonym,
„Niech każdy z nami w rząd staje!“...
I poszli razem... Niech kiedyś sława
Nagrodzi tryumf dziś cichy!
Wódz — to Różycki, a świetna sprawa
Zaszła u wioski Salichy[1].
Po przebyciu w Paryżu oblężenia i dziwnie ciężkich dni komuny, generał zapragnął coprędzej wrócić do Polski. Już go nic nie zatrzymywało we Francyi. Ojciec, nad którym on czuwał w ostatnich kilku latach jego życia, jak to już wyżej nadmieniliśmy, legł na mogilniku Montmartre, gdzie tyle wielkich duchów Polski złożyło swe kości...
Inne dzielnice ojczyzny zamkniętemi dla niego były, ale podkarpacka stanęła otworem. Tam się więc udał, lubo prądy miejscowe ówczesne nie wró-
- ↑ Artemyusz Weryha, autor tu przytoczonego rapsodu, opiewającego jedną z chwil wyprawy Edmunda Różyckiego, zostawił kilka wierszowanych ustępów z powstania 1863 roku, w swych „Pamiętnikach“, dotąd niewydanych. Spisywał on je przeważnie w roku 1865—1866, podczas etapowej podróży na Syberyę. Art. Weryha, znany z brania udziału w ruchu umysłowym prowincyj nad Dźwiną, w połowie bież. wieku, i wcześniej, tłumacz „Pana Tadeusza“ na język białoruski, autor wielu pieśni białoruskich, zmarł na Syberyi przed dziesięciu laty.
Przyp. Aut.